środa, 28 maja 2014

#03 Opowieści stypendialne: "O tym, jak Ada przedmioty wybierała..."

Dzisiejszy post poświęcę swojej zmorze. Koszmarowi, który nękał mnie po nocach. 
No dobra. Tak naprawdę nie było tak źle. 
Ale o czym mowa? 
O wybieraniu szkolnych przedmiotów, oczywiście.

Ogólnie

Na Sixth Form(jeśli ktoś nie kojarzy o czym mowa, odsyłam do postu poświęconego edukacji w Anglii) można wybrać chociażby dwa przedmioty, które realizuje się przez dwa lata. 
Nie jest to wprawdzie najlepszy zestaw na czołowo brytyjskie uczelnie, ale i takie kwiatki się zdarzają.



Sytuacja w mojej przyszłej szkole 

Należy wybrać cztery przedmioty (są wyjątki, ale mówiąc generalnie). 
Aby dokonać odpowiedniego wyboru, już od dłuższego czasu myślałam nad swoimi zainteresowaniami i planami na przyszłość, łącząc je w taki oto obrazek: historia, ekonomia, matematyka – to podstawa! 
Wielka trwoga ogarniała mnie natomiast na myśl o czwartym przedmiocie. 
Co wybrać, skoro na tym moje „must have” się kończy?



Myślałam, myślałam i myślałam, aż w końcu stworzyłam listę swoich propozycji, o opinie na temat których prosiłam starszych od siebie stypendystów czy członków rodziny. 

Lista moich pomysłów na czwarty przedmiot 


\

Niemiecki 
Początkowo. mój nr 1.
Co się stało potem? 
Ano, dowiedziałam się, że w mojej przyszłej szkole uczą się go Niemcy i Szwajcarzy. Nie, nie chodzi o jakieś polityczne sympatie czy ich braki, ale o poziom języka. Niemcy, niemiecki… To by nie przeszło.

Geografia 
Zależy, co kto lubi i co w jego szkole się będzie przerabiało. W mojej przyszłej – m.in. prądy morskie i mierzenie poziomu rzek. To, za czym nie przepadam, więc odpada.

Polityka, prawo  
Przedmioty niezbyt łączące się z moimi zainteresowaniami , więc nauka ich nie miałaby sensu na dłuższą metę. Poza tym, dotyczą one dość ściśle Wielkiej Brytanii – jej prawa, jej urzędów, więc na pewno nie byłoby to dla mnie takie proste.
A na prawo nie trzeba mieć zdanego prawa. Brzmi dziwnie, ale tak jest. 

Teatr, sztuka 
W dużej mierze mogą być teoretyczne. A teorię w tym przypadku niezbyt lubię.

Literatura angielska  
Mój kolejny nr 1. Potem, gdy poznałam różne opinie, te pozytywne (dobry sposób na naukę języka, świetna wymówka do masowego czytania; lektury przerobione dokładniej i lepiej niż w polskiej szkole) i negatywne (czytanie np. Szekspira jest trudne po polsku, a co dopiero po angielsku; trzeba znać świetnie język, a i Anglicy miewają z nim problemy), uznałam, że nie ma co.

Rozszerzona matematyka 
Jeden z dwóch przedmiotów, które najbardziej zajmowały mój umysł. Podjąć czy nie…? Matematyka „zwykła” to coś pomiędzy polską podstawą i rozszerzeniem, a czymś, czego u nas nie ma (całki, różniczki itd.), a ta? 
Przejrzałam sporo stron, pytałam tu i tam, dzięki czemu co nieco wiem: uwaga, wykracza ponad poziom liceum! Adepci tego tajemniczego przedmiotu znają takie pojęcia, jak np. liczby zespolone, szeregi, macierze, współrzędne biegunowe, indukcje matematyczne. I do tego, swobodnie nimi operują, jak twierdzi Wikipedia. 
Brzmi zagadkowo? 
Brzmi mrocznie? 
Zaczynasz się bać? 
Nie powinieneś! 
Jeśli jesteś młodym mat-fizem (albo jakimkolwiek innym „mat”), być może poznasz te pojęcia na pierwszym czy drugim roku studiów. Albo wcześniej, jeżeli tak postanowisz. Twój wybór. 
Czemu się w ogóle nad tym zastanawiałam? 
Bo matma jest fajna. Bo kiedyś się części z tego i tak nauczę. Bo na niektóre uczelnie jest ‘useful’. 


Psychologia 
Największy konkurent rozszerzonej matematyki. 
Tak, tak, interesuję się tym. Tematy - też obiecujące. O rodzinie, o ludziach, o zachowaniu, o osobowości, o agresji, o uzależnieniach, o problemach społecznych… Żyć, nie umierać! Poza tym, dowiedziałam się, że ta wiedza może mi się przydać na studiach, w całym moim żywocie, no i do pisania esejów. Brzmi obiecująco. Może bym i to wzięła, ale…



(tak, teraz czas na puentę)

Odpowiedź na moje modły o inspirację przyszła w bogato obklejonej znaczkami i pieczątkami kopercie, zaadresowanej do moich rodziców. 
Pieczątka szkoły, znaczek z koroną królowej i stempel „by air mail” szczególnie rzucały się w oczy. 


W środku – dwa listy. 
Jeden z nich – uprzejme gratulacje, potwierdzenie przyjęcia i takie tam, przeróżne informacje. 
Drugi – lista przedmiotów podzielonych na cztery bloki. Z każdego z nich można wybrać jeden, a tu: o, trzy „moje” przedmioty w jednej kolumnie. 
Patrzę, mrugam. Ach, tak: historia, psychologia, matematyka. 
Razem. 
W jednej kolumnie. 
Mogę wybrać tylko jeden przedmiot.
Jeden na trzy, które chciałam. 
No, super. 



I tak misterny plan paru ostatnich miesięcy odszedł w niepamięć.



Woody Allen powiedział kiedyś:

 „Chcesz rozśmieszyć Boga? Opowiedz mu o swoich planach na przyszłość”. 

Wiedział gość, co mówi, trzeba przyznać.
Myślicie, ze to koniec moich zmagań z wyborem przedmiotów? 
Mylicie się! 
Tak naprawdę sytuacja okazała się lepsza, niż początkowo sądziłam. Mogłam mieć matmę! Mogłam mieć matmę rozszerzoną! Ale, musiałam wybierać pomiędzy ekonomią a historią. Choć… może nie?



Ciąg dalszy zmagań z wyborem przedmiotów i skrócone argumenty „za”, „przeciw” i co właściwie jest na niektórych przedmiotach – już wkrótce. 
Zapraszam i pozdrawiam serdecznie! 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz